środa, 27 czerwca 2012

Burzowo

Umieram. Od dwóch dni mamy stan przed-burzowy, ale na nie ma co liczyć na katharsis w postaci burzy, która to w Irlandii nie występuje. Oczywiście, jak Eskimosi, Irlandczycy mają 100 określeń na deszcz (i 100 rodzajów deszczu), ale burz niet. Można sobie taką burzę wyobrazić, co ja robię, jak leje i wieje, a pod domem przejeżdża pociąg robiąc du-dum, du-dum - parę razy już sama siebie w ten sposób nabrałam. Bo jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Miałam napisać coś ambitnego, na temat moich dwóch ulubionych irlandzkich komedii, bądź muzyki, ale nie mam weny - bo dzisiaj skończyło mi się wolne i za te 3 godziny muszę się zbierać do pracy, a moje niechcenie jest już legendarne. Oczywiście trochę tłumaczy to fakt, że od kilku tygodni zamiast miłej atmosfery mam w robocie piaskownicę, która jest wynikiem zachłyśnięcia się władzą pewnego filipińskiego osobnika. Osobnik ten z bardzo fajnego kolegi zmienił się w pana Paluszka, czyli pokazywacza co należy zrobić, BO TAK, a do tego knujnego knuja i notorycznego kłamcę. Dlatego też pierwsze co się robi po dotarciu do pracy, to wypytuje resztę kadry o potencjalne ploty z dni kiedy miało się wolne. Sytuacja ta nie jest ani miła, ani przyjemna i tylko potęguje we mnie chęć rzucenia tego wszystkiego w cholerę i szukania nowej pracy, ale: a) Celtic Tiger is dead i cieszę się, że w ogóle mam pracę b) szkoła zaczyna się we wrześniu, a jednak B15 ma to do siebie, że dość dba o uczniaków i idzie im na rękę, więc wolę się nie wychylać.
Z innych wiadomości, którymi mogę się podzielić w ramach zabijania czasu - męczę ten nieszczęsny czwarty tom Koła Czasu i zmęczyć nie mogę, bo znowu trafiłam na dziurę, która kusi mnie odłożeniem książki na X miesięcy. W związku z tym, tęsknie patrzę w kierunku innych pozycji, grzecznie rządkujących się na półkach. I nie wiem, czy łapać się za "Piaskową Górę" pani Bator, antologię Science Fiction, czy może Kunderę o mikroskopijnej czcionce.
Na zakończenie, żeby podsumować taki a nie inny nastrój, wrzucam kilka zdjęć zrobionych wczoraj na spacerze po skałkach w Dalkey. Pięknie mi las pachniał, oj pięknie. Chyba tam wrócę, tym bardziej, że - ZNOWU - pomocna mi będzie kolejka DART która zatrzymuje się w samej mieścinie. Ergo - nie potrzebuję Dżonowego szofera :D
 Oraz w ramach bonusu - irlandzkie owce :D

5 komentarze:

Adeenah pisze...

To są owce?! Co to.. co to jest? Owce mają kłapciate uszy i potulne pyszczki, a te stwory wyglądają jak jakieś bestie mitologiczne. Ale urocze są, trzeba przyznać. Znowu chciałabym kliknąć "lubię to" przy zdjęciach, ale się nie da. I... jakie są Twoje ulubione irlandzkie komedie? To czystokrwiste irlandzkie komedie, czy bardziej znane mieszańce BBC? (jeśli odpowiedź ma zepsuć kolejną notkę, to nie odpowiadaj :)

Edzik pisze...

To są owce z co. Mayo - może dlatego są hardcorowe :P A co do komedii to mogę jak najbardziej powiedzieć o jakie chodzi, bo nie mam pojęcia kiedy o nich napiszę. Chodzi mi o "Father Ted'a" oraz "Savage Eye" które mogę oglądać zawsze, wszędzie i w każdej ilości. I o ile Teda mam na DVD tak Savage Eye na DVD nie wydali,a i na youtubach jest go niewiele - a jest prze epicki :)

Adeenah pisze...

Ojczulka Teda bardzo lubię (w końcu to boski Linehan, który popełnił wiadomo co), a o Savage Eye nie słyszałam. Odcinki są ze sobą powiązane? Druga seria jest dostępna online na vimeo i obejrzałabym z chęcią, bo screeny wyglądają zachęcająco (tak Pythonowo), ale jeśli na początku ma być spojler na miarę "Stayin' Alive", to chyba lepiej trzymać się z daleka :)

Edzik pisze...

Nie, każdy odcinek to oddzielna historia - można je oglądać jak się chce. Humor może być nieco zbyt hermetyczny jeśli się nie zna irlandzkiej codzienności, ale liczę na to, że sobie poradzisz - jakby co, możesz pytać :P Generalnie pan jeździ po całości XD

szoszonka pisze...

owce są zawsze dobre:]

Prześlij komentarz

 
Copyright (c) 2010 W pogoni za rozumem. Design by WPThemes Expert
Themes By Buy My Themes And Cheap Conveyancing.