wtorek, 11 września 2012

Impreza na całego

Jako, że zaczęłam szkołę, to już się nie szlajam (nie to, żebym wcześniej jakoś szczególnie włóczykijowała),a i w robocie - dzięki bogu - jest mnie mniej, więc nie za bardzo jest o czym pisać. Trochę dziwnie mieć znowu te kilka wolnych wieczorów... nie odnajduję się w tej rozpuszczonej jak dziadowski bicz rzeczywistości :P Jeszcze dziwniej jest przechodzić swoisty powrót do liceum po doświadczeniach uniwersyteckich, ale jestem twarda i jaram się kolorowymi pisakami ;) 
Z powyższych powodów jeszcze natarczywiej niż zwykle sprawdzam swoją blogówkę i podczas jednego z przeglądów podpatrzyłam poczynania Ćmy(http://cma-ksiazkowa.blogspot.ie/), które tak i się spodobały, że postanowiłam wysmarować swoją wersję :D Party tiiiiiimeeeeeeeeee!

THE RULES: you must invite 11 guests, and there must be
1. One character who can cook/likes to cook.
Julie ('Julie i Julia'), bo wzruszyła mnie swoimi podbojami i tragicznym morderstwem homara - dobrze, że udało jej się otrząsnąć z tej traumy. W trosce o psychikę kucharki, owoców morza oraz auszpiku nie przewidziano w menu.
2. One character who has money to fund the party.
Esthle Szulima Amitace ('Inne Pieśni')- klasa, smak i intrygi, a do tego boski wygląd i rozkosznie cięty język. Jak można się obejść bez księżycowej damy?
3. One character who might cause a scene.
Nicola Tesla ('Lód'), który na pewno rozćmietli imprezę, przy okazji przyprawiając uczestników o zawał serca po przedawkowaniu pewnej 'substancji' ;)
4. One character who is funny/amusing.
Sandra ('Przewodnik stada') za pokrewne spaczenie antropololo-kulturolo. Mam wrażenie, że z tą panią miałybyśmy jakiś rozchichotany atak histerii obserwując resztę gości ;)
 5. One character who is super social/popular.
Esthlos Hieronymus Berbelek ('Inne Pieśni')- każdy przy zdrowych zmysłach chce/chciałby obracać się w towarzystwie tak znamienitego strategosa - ja jak najbardziej wpisuję się w normę.
6. One villian.
Siedzę i dumam, i dumam i jeszcze trochę dumam. Ostatnio przerobiłam taki ogrom książek, że aż głowa mała - ale większość z nich straszyła bardzo płytkim zarysem 'tych złych'. Jedyny knujący knuj który przychodzi mi do głowy, skądinąd z winy Ćmy, to Patrycjusz ('Świat Dysku'), który odnalazłby się idealnie w towarzystwie organizatorki imprezy, mam też niejakie podejrzenia, że w pewien sposób mogą być ze sobą spokrewnieni.
7. One couple - doesn't have to be romantic
Iwga Lis i Klaudiusz Starż ('Czas wiedźm') - dawno ich nie widziałam, a należy im się nieco rozrywki i odpoczynku po tym co przeszli.
8. One hero/heroine 
Althea Vestrit ('Żywostatki') za pokazanie facetom do czego zdolne są panienki z dobrego domu, przyniesienie chluby rodowi i rozhasanie statku ;) Za bieganie boso, kolczyk antykoncepcyjny i nie dawanie się nikomu oraz niczemu! Damn, aż zachciało mi się znowu sięgnąć po tę trylogię.
9. One underappreciated character
Bez dwóch zdań, Ihmet Zajdar ('Inne Pieśni') - mój najukochańszy i najbardziej opłakiwany bohater ever. W sensie z tych którym się było zejszło stosunkowo szybko i gwałtownie ;)
10. One character of your own choosing 
Adam Zamoyski ('Perfekcyjna Niedoskonałość'), bo wydaje się być osobą zagubioną w fizyce bardziej ode mnie i może dzięki temu poszerzy moje horyzonty oraz mnie nauczy tego i owego - na przykład kolejnej odmiany gramatycznej ;)

Dalej, moi drodzy, twórzcie swoje listy i dzielcie się, bo szalenie toto ciekawe :)
P.S. Zdjęcie corgich Królowej zamieściłam ze względu na smutne zejście 13-sto letniego Monty'go... Ostały się jeszcze dwa pieski. I smutno :( Fotka ukradziona z Google.

wtorek, 4 września 2012

Belgijski chillout z zasmarkaniem w tle

Ja to jednak jestem blogową hipokrytką - wkurzam się po cichu, że ludzie nie updejtują regularnie (czyt. codziennie) blogów, a sama swój odkurzam raz na miesiąc (tak, to wersja optymistyczna, bo dzisiaj słonko przebija się przez szarość chmur) :P Nie ładnie, aj nie ładnie! Sumienie mnie dzisiaj kopnęło w rzyć, więc postanowiłam wypocić wpis.
Dziś będzie przewrotnie, bo nie o Zielonej i nawet nie o wyspie ;) W zeszłym tygodniu, dzięki kochanemu Misiatorowi, wywiało mnie do Krainy Czekolady. No, dobrze, wywiewało to mnie tylko na lotnisku jak stałam w kolejce, żeby dostać się na pokład samolotu. Po raz kolejny muszę zadeklarować: JAK JA NIENAWIDZĘ RYANAIR'a!!! Ograniczenia bagażowe są po prostu komiczne - long live Aer Lingus! Ledwo udało mi się spakować w jedną walizkę, na wszystkich koszulkach i torebce (tak, bo torebkę trzeba wcisnąć w bagaż podręczny, tak jak wszelkie aparaty etc.), czteropak Guinness'a dla Miśkowego współlokatora i kubasek w owce (a co, standard musi być) dopchany skarpetami w shamrocki... Trochę nami potrzęsło, pośmierdziało (ktoś miał problemy z żołądkiem D:), a na koniec pani powiedziała, że gratuluje nam kolejnego FLIGtSSSH na czas (nie wiem jak zapisać fonetyczną manierę, która panuje w Dulbinie i niezmiernie mnie irytuje - T na końcu wyrazu nieustannie zmieniane jest w coś pomiędzy s, a sz - czyli mamy kasssz zamiast kat, rajsss zamiast rajt (czyli right i rice stają się jednym...) i tak dalej...)... O czym ja tu? A, no i drzwi się otworzyły i wysiadłam w upał, słonko, lekką bryzę - oraz krainę języka, którego zupełnie nie rozumiem. Dziwne doświadczenie, bo jakoś do tej pory zawsze trafiałam w miejsca w których spokojnie ogarniałam co się dookoła mnie dzieje. Słonko natomiast, podobno jest zjawiskiem prawie tak rzadkim jak słonko Irlandzkie.
W Belgii jak to w Belgii - 99.9% społeczeństwa szprecha po angielskiemu, więc problemów w komunikacji nie było - poza straszną panią w narożnym sklepiku. Brrr, aż do tej pory ciarki mi po plecach przebiegają. Kobity niezbyt urodziwe - no ale wiadomo co mówią o Holandii (Belgia widocznie zalicza się do tej samej grupy) - wiesz, że jesteś w Holandii, kiedy krowy stają się ładniejsze od kobiet he, he. Tak wiem, okropna jestem. Wizytacja wywiała mnie do Leuven, które jest urokliwe i idealnie przystosowane do słonecznych, wakacyjnych dni, kiedy człowiek cały dzień spędza w ogródku piwnym zachlewając się lokalnymi dobrociami, wprowadzając w jamochłon czekoladki i zazdroszcząc ludziom cudownych rowerów... Towarzystwo miałam doborowe, więc zważając na warunki powyższe, dopełniając to pysznym gotykiem i urokliwymi kamieniczkami tulącymi się do siebie - miejsce zakrawało na przedsionek raju (wiadomo, Irlandia niczym nie zostanie pobita). Nic, tylko sie chilloutować...  
Ktokolwiek zawita na belgijskie łono, niech koniecznie zakupi Kriek (koniecznie Lindemans!!!) - nie wiem jak to się stało, ale zostałam nawrócona na piwo :P
Niestety moje boskie 3 dni zostały trochę nadpsute przeziębieniem, które dopadło mnie dnia drugiego, telepało mną nawet w pełnym słońcu :( Na szczęście apteki poratowały mnie tabletkami na zasmarkanie i jakoś dotrwałam do czwartku, kiedy to wróciłam do domu i umarłam. 
W ogóle podróż powrotna była koszmarna - nie zmrużyłam oka. A dlaczemuż to? Ponieważ lot miałam o 6:50 - żeby dotrzeć na lotnisko na czas, miałam autobus z Leuven o 3:05, oczywiście tego wieczora było bbq party, a po bbq party prowadziłam rozmowy o życiu, śmierci, Prince of Persia i miałam skopany tyłek w Tekkena - no bo kładzenie się do łózka na godzinę po prostu nie może zadziałać... Dlaczego zatem nie pospałam w autobusie? A dlatego, że Belgia jest krainą rond - przebiła pod tym względem Irlandię - a ja jestem dzieckiem z okropną chorobą lokomocyjną... Do tego kierowca był psychopatą i parę razy skręcając prawie 'skręcił' z nami znaki drogowe... Na lotnisku spać się nie dało, bo było tak późno/wcześnie, że wszystko - łącznie z kontrolą paszportową - było zamknięte na głucho (4:20 rano...) Tak więc ludziska stali i gadali... Ah bosiu, była to chyba najgorsza podróż jaką miałam okazję odbyć - nawet lecąc na Florydę byłam mniej zmęczona.
Long story short, mimo niewygód, zasmarkania i Ryanair'a, było bardzo warto. Belgia nie straszy cenami - w porównaniu do niedobrej Irlandii - jest bardzo przyjemna dla oka (chociaż nie wszędzie), przyjemna dla języka i ogólnie - fantasticzna. Jak uda mi się ogarnąć czasowo/finansowo/wizytowo - to pewnie zacznę planować kolejny wypad :)

P.S. A za 6 dni zaczynam szkołę! :D
 
Copyright (c) 2010 W pogoni za rozumem. Design by WPThemes Expert
Themes By Buy My Themes And Cheap Conveyancing.